Spalony Las płonął jeszcze, cały podniecony, gdy wpadł jak burza do łazienki.
- Chwila, chwila, wolnego panie kolego, ja właśnie sram. Co to za obyczaje? - Czerwony Kur bardzo niezadowolony osłaniał krocze skrzydłem prawym.
Spalony Las, nie zważając na nic, wpadł do wanny z impetem i puścił wodę prysznicem.
Kur popatrywał na niego z ukosa.
- Na tamtej polanie jeszcze tli się polano. A tak w ogóle, to wyglądasz teraz jak jeż. Kto cię tak załatwił?
- Fryzjer-piroman. Jak tylko mnie zobaczył, od razu wziął hubkę i krzesiwo. Wmówił mi, że to eksperymentalna technika, że to teraz w modzie, być wyczesanym na jeża. - Spalony Las w końcu wylazł z wanny, poczłapał korzeniami do lustra i zmierzwił resztki koron. Zmrużył lewą dziuplę, wyszczerzył ściółkę i zaczął ją uważnie oglądać.
Kur miał w końcu tego dość, czuł się niekomfortowo, nie zamierzał sobie podcierać tyłka przy Lesie. Chrząknął.
- Może byś jednak sobie poszedł, chcę w końcu wstać z kibla, a ty mi to udaremniasz.
- Wstydzisz się mnie? - zaśmiał się Las smutno. - Myślałem, że jesteśmy braćmi, ale ok, pójdę sobie.
- Braćmi, nie braćmi, ale mojej kupy to ty wąchać nie będziesz.
Trzasnęły drzwi.
Zakończył się pewien etap w ich życiu. Spalony Las odrósł bujnie; zazielenił się, świerkami wystrzelił w niebiosa, grzybem pokryła się ściółka.
Kur zaś zniósł jajo, z którego wykluł się mały, kudłaty kurczak. Sierść miał zieloną, szorstką, żywiczną. Pachniał lasem, a serce mu biło jak dzięcioł na buczynie.
Dziwaczny to był stwór: nosił cechy wspólne dla obu nich — był trochę lasem, a trochę kurą. Kiedy doszło do tej mieszanki? Nikt nie wie na pewno, ale czy to takie ważne? Grunt, że nie są już braćmi — każdy z nich poszedł w swoją stronę. Czerwony Kur, pod przebraniem za fryzjera dalej podpalał lasy i znosił dziwne jaja; a Już Nie Spalony Las walczył z kornikiem drukarzem.