Obywatel Pirre Smusku odbywał właśnie codzienne posiedzenie na tronie lub stolcu, jak kto woli, oddając stolec. Patrzył tępo w kosz z brudną bielizną, w którym królowały majtki, albowiem ob. Pirre miał niezłomną zasadę - nigdy nie prał majtek, tylko zakładał codziennie nowe - stać go było na to, ponieważ oszczędzał pieniądze na proszku, wodzie i prądzie - można by rzec, że był bardzo proekologicznym obywatelem, gdyby nie te majtki. Na jego usprawiedliwienie, należy powiedzieć, że nigdy zużytych majtek nie wyrzucał (nie zanieczyszczał więc środowiska) tylko je składował w kolejnych koszach, które zgniecione pod własnym ciężarem, zaczynały powoli stanowić monolit. Gdy utwardziły się dostatecznie, wyciągał zawartość z kosza jak z formy i zyskiwał w ten sposób dziwne, ni to rzeźby, ni to pomniki, które niby słupy milowe lub graniczne, określały jego kolejne etapy życiowe. I tak przy pierwszym pomniku-słupie opuściła go żona, przy kolejnym zdechł pies - Korwin, przy następnym, zyskał towarzystwo w postaci gniazda mysz polnych itd. itp.
Nasz obywatel, nie był niewolnikiem systemu, nie musiał codziennie udawać się do pracy, gdyż dostawał comiesięczną rentę, w spadku po mamusi; tak więc mógł zupełnie beztrosko oddawać się czynnościom wydalniczym, jako się rzekło, na stolcu i wpatrywać bezmyślnie w kosz przepełniony brudnymi majtkami. Wpatrywał się długo i uporczywie, długo, ponieważ ostatnio spożywał czekolad mnóstwo, więc miał pewne problemy z wypróżnieniem, w terminologii zbliżonej do fachowej - zwie się to zatwardzeniem. Wpatrywał się tak usilnie i w takim napięciu, że poczęły mu się jawić dziwne obrazy - majtki jakby ożyły i zaczęły ze sobą konwersować. Pirre poddał się tym wizjom, nie walczył z nimi, tylko z wielkim zajęciem począł obserwować, co też się dzieje w koszu na brudną bieliznę.
A działo się wiele...