niedziela, 12 listopada 2017

Purée z mózgu - Wojna stustolcowa


Kosz na brudną bieliznę zmętniał i ożył; brudne majtki poczęły nerwowo się poruszać, a cała łazienka zniknęła i zamieniła w falujące łagodnie morze.
Największy z majtek, brązowolicy bosman Cypis, przewrócił się na drugą stronę, gdzie był nieco świeższy i tak nie cuchnął grogiem i zafajczonym dymem. Ogarnięty i wykrochmalony, pyknął z cybucha i zawezwał kilku zmiętych niemiłosiernie Pan Talonów.
- Rodacy grzybacy - zagaił fajecznie. - Oto wybiła godzina! Czas nam na bój nasz ostatni! Spojrzyjcie tamoj -skierował faję w dal - oto sinieje na horyzoncie stustolcowy brygantyn brygadiera Coopa.
-Eee tam - rozległy się szemrania - coś ta sprawa śmierdzi. Wali kupą na odległość, aż tutaj czuć, albo to pan bosman się nie podmył!
Rozległy się chichoty, ktoś nawet puścił bezczelnie bąka. Bosman, skonfundowany nieco, pyknął groźnie fajką, chwycił za WCPickera i skierował wylot na najbardziej rozzuchwalonych.
- Cicho mi tu być! Albo was potraktuję domestosem, śmierdziele zlagrowane. Zaraz was wyślę do łagru z lagrem i tam najlepiej poczujecie czym wioniecie. A póki co, wskakujemy wszyscy do kibla ratunkowego dla niepoznaki. Kto pierwszy dostanie sraki, ten pójdzie do paki w pralce, z wodą na dwa palce.
To powiedziawszy, groźny bosman Cypis przewrócił się ponownie na gorszą stronę i tak zaśmierdział, że wszystkim gacie opadły z wrażenia.

Już bez zbędnego gadania, otrzepując się z resztek papieru toaletowego, Panowie Taloni, jak i ich srogi przywódca, wskoczyli do fajansowej łodzi, zwanej Kiblem Ratunkowym, co mogło rodzić pewne nieporozumienia, albowiem nie pływała wcale, a wręcz miała wielką dziurę. Służyła jednakowoż, do chyżego przemieszczania się na wielkie odległości wraz z prądami i wirami srocowymi przy pomocy spłuczki - głównego jej napędu.
Nabrawszy rozpędu, pomknęli z zawrotną szybkością, całkiem przemoczeni, zderzając się od czasu do czasu z rozpędzonymi kupami, niby górami lodowymi - titaniki osrane.

Po wielu nie istotnych dla opowieści epizodach (a to jeden Pan Talon spotkał na swej drodze piękną lecz nieco zużytą prezerwatywę i postanowił osiąść z nią na mieliźnie; a to znowuż, niejaki Flanelowy Majtas, spoufalił się był z różanymi stringami w koronkę, czego wynikiem był nagły a niespodziewany wzrost populacji bawełnianych tamponów, a to znowuż...no ale tak by można bez końca) dotarli nasi śmiałkowie, wychynąwszy z rury ściekowej, aż pod samą brygantynę, Stustolcową zwaną.
Była ogromna i tak skamieniała od syfu, że niczego się nie imała. Ani żelazem, ani ogniem, nic nie mogło naruszyć tego monolitu, lecz bosman Cypis miał chytry plan.
- Panowie, rzygamy! - Rzucił krótko, a że dietę ostatnio mieli mocno ciężkostrawną, żołądki ich przepełnione były kwasami i animozjami.
- Ale tak na raz, dwa, trzy! - Dodał całkiem już niepotrzebnie, bo oto ze stu gąb poleciały na Stustolca hektolitry wymiocin. Było w nich wszystko - szwarc, mydło i powidło, ale przedsięwzięcie się powiodło. Wraża kupa zaczęła się chwiać, niczym Golem na glinianych, a właściwiej, gównianych nogach. Chwiał się tak chwil kilka, nawet w pewnym momencie zatańczył kankana, w drugim momencie zatańczył ciosanego, w kolejnym momencie zatańczył krzesanego, aż w końcu zapłakał, zakwilił, napisał elegię szyfrem, przełożył treny o Orszulce na język migowy, zawył, zakaszlał, splunął, klasnął trzy razy i powiedział zebranym, że on tak się nie bawi i że idzie sobie precz.
Zawinął szyję fularem, nadział głęboko na oczy melonik i postukując ostentacyjnie laseczką z wielorybiego kła o kocie łby, zniknął w świeżo osiadłej mgle nad rozlewiskiem.

Obywatel Pirre Smusku tylko zamrugał oczami na to wszystko, westchnął głęboko i wytarł tyłek starym ale jeszcze jarym majtkiem i udał się na spoczynek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz