Opowiem wam, jak nastała ciemność.
Otóż, wybrałem się do Biedronki po codzienną dawkę etanolu, gdy pod sklepem zaczepił mnie gość.
Panie, taniutko mam, za dyszkie. To mówiąc uchylił poły szarego prochowca, pamiętającego czasy świetlanej komuny i pokazał mi szyjkę butelki.
Co to?
Ekstraordynaryjny bimberek, czysty i klarowny jak łza niemowlęcia, zachwalał lubieżnie.
Za dyche? Spytałem podejrzliwie.
Moge spuścić dwa złote, na chleb potrzebuje. Mrugał przy tym nerwowo.
Wydał mi się nieco podejrzany, ale co tam, niejeden już zagzajer pijałem i przeżyłem.
Dobra, dawaj, akurat jestem potrzebujący. Wysupłałem z pugilarysa, pamiętającego czasy świetlanej komuny, siedem złoty i pięćdziesiąt groszy.
Więcej nie mam, kryzys.
Zawinąłem flaszkę w połę surduta, spadek po dziadku i udałem się na degustację w pobliskie krzewy.
Trunek okazał się strawny. Troszkę zajeżdżał, ale nie ma co marudzić przy takiej cenie.
Piłem z gwinta, delektując się smakiem i bukietem, gdy ze zdziwieniem zauważyłem, że robi się coraz ciemniej. Słońce przygasło, aż znikło całkowicie.
Co jest kurwa? Wytrzeszczyłem oczy ale było tylko gorzej. Nastała ciemność całkowita.
Armagedon, kierwa, mruknąłem pod nosem i dopiłem flaszkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz