wtorek, 8 września 2015

Roboty


Jadę tramwajem.
Rano. Akurat tak się złożyło, że pusty. Prawie pusty - przede mną, kilka siedzeń dalej,
rudowłosa piękność, młoda dziewczyna z bujnymi lokami, kaskadą opadają na plecy.
Kicham raz po raz salwami, dziewczyna wstaje i wysiada. Wygoniłem ją salwami?
Możliwe.
Wsiada jakiś facet, krótkie spodenki, to ci oryginał, zimno jak cholera a on w krótkich
spodenkach. Wtykam nos w książkę, nie interesuje mnie facet.
Ale jego bujnie owłosione nogi rozpraszają uwagę. Uniemożliwiają skupienie się na
treści powieści. Małpa w krótkich spodenkach, Tytus de ZOO, cholera.
Może dlatego krótkie spodenki, futro grzeje. A z gęby wygląda cywilizowanie, gładko
wygolony, tylko lekki nalot ciemnego zarostu, typ inteligenta.
Wszystko psują te krótkie spodenki, dysonans poznawczy.
Wracam do lektury. Francowaty Kafka odstawia psychodelę, niby sytuacja zwyczajna
a zupełnie niezwyczajna, jak ze snu wariata.
Przystanki mijają, wsiadka wysiadka. Jedni wsiadają, inni wysiadają. Już nie zwracam
na nikogo uwagi, typowe gęby Januszów i Grażyn, śpieszą do Roboty. Jak roboty.
Nakręcone budziki, przekręciły przełącznik i uruchomiły mechanizm. Do Roboty!
W końcu i ja wysiadłem. Mój przystanek. Zapominam o kawce i rudowłosej, przestawiam
trybiki i dziarskim marszem maszeruję do roboty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz