piątek, 14 sierpnia 2015
.Planeta Haruu-Buruu
Koczownik 31-45 3214
Po zataszczeniu ciężkiej upiornie Planety Lumpex na korabia, zakręciłem frygą
i poleciałem dalej.
Mijałem Męczydupne Mgławice, Buldupne Plejady ale nie zatrzymywałem się.
Wolałem spokojniejsze rewiry.
Obrałem jako azymut truchło muchy na ekranie. Poleciałem na wprost jej żuwaczek.
W okolicach prawego, zwichrowanego skrzydła, dojrzałem małą, upstrzoną krostami
planetkę. Wirowała jak szalona wokół swojej osi i obiegała zataczającym się biegiem
gwiazdkę o dziwnym wyglądzie. Gwiazdka świeciła przytłumionym, brudnym światłem,
była spłaszczona, przypominała trochę bułkę kajzerkę.
Postanowiłem wylądować na planetce.
Jako poważny kosmonauta - eksplorator, narychtowałem rynsztunek i odmierzonym
krokiem zwiadowczym wychynąłem nań.
Pierwsze wrażenia były dosadne. Małe krety z rodzaju kretówek (kretki) błyskawicznie
okopały się na pozycjach. Wydawały gardłowe rozkazy.
Haruu i Buruu bez przerwy rozbrzmiewało. Świdrujące oczka spoglądały nieżyczliwie.
Kretki, owszem, kłaniały się w pas ale uśmiechały półgębkiem. Stroszyły wąsy.
Byłem pełen obaw.
Wyciągnąłem ciupagę zza pasa, to je nieco zmitygowało. Zażenowanie pokryły gorliwym
przygładzaniem włosia.
Kichnąłem salwą - salwowały się ucieczką. Nie byłbym sobą, żebym nie zapolował na
okaz miejscowej fauny i flory. Okazja nadarzyła się wnet.
Wdepnąłem kończyną w kopczyk. Kopczyk eksplodował kretkami, łapałem je w locie
siatką na motyle. Uzbierałem tuzin w tydzień.
Popasałem chwilę na siole, jadłem chleb ze smalcem zakąszając miejscową borowiną.
Zebrałem się do kupy, pozbierałem łupy i hyc do chałupy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz