sobota, 18 lipca 2015

Bajka

Marino, Marino
ma słodka dziewczyno
jesteś moją heroiną...

Tak sobie podśpiewywałem, idąc borem, lasem,
wymachując fantazyjnym kutasem,
co go trzymałem za pasem.

Aż tu nagle pojawił się zły wilk i pyta:
- Hej, młodzieńcze, co to za pyta?
- A to taki ozdobny kutas, taki frędzel. Ongi uplótł go był mój dziad, pradziad.
To znaczy dziad z dziada pradziada - odpowiadam wilkowi śmiało.
I zaczynam coraz to bardziej wymachiwać ozdobnym w supły kutasem, i wywijać
niczym frygą. A był to kutas szczerozłotą nicią oplecion, więc zającami złotymi
od słońca odbitymi wilka oślepiłem, ogłupiłem i omotałem.
Stał z rozdziawioną paszczą i patrzył, a ślina mu z pyska kapała.
Paszczę coraz to bardziej rozdziawiał a ja coraz to mocniej kutasową frygą
wirowałem.
Rozdziawił ją w końcu tak szeroko,
że mogłem mu popatrzeć do paszczy tak głęboko,
że aż mu było widać trzewia,
a w nich zobaczyłem, to niesłychane!
Piernikową chatkę Baby Jagi
sierotkę Marcysię
siedmiu groźnych Krasnoludów
babunię Czerwonego Zerwikaptura
i chatkę puchatkę Marinyyy
Tak zaglądałem i zaglądałem z okiem zbielałym, z gałami na wierzchu,
że zapomniałem z tego wszystkiego wywijać kutasem
i wilk chyc i mnie połknął.
Już w wilku, podśpiewując wiadoma piosnkę, udałem się do chatki Maryny,
tam wzieliśmy szybki ślub bez świadków i bez księdza dobrodzieja,
i żyliśmy długo i szczęśliwie powijając siedmiu malutkich krasnoludków.
Koniec bajki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz