Marino, Marino
ma słodka dziewczyno
jesteś moją heroiną...
Tak sobie podśpiewywałem, idąc borem, lasem,
wymachując fantazyjnym kutasem,
co go trzymałem za pasem.
Aż tu nagle pojawił się zły wilk i pyta:
- Hej, młodzieńcze, co to za pyta?
- A to taki ozdobny kutas, taki frędzel. Ongi uplótł go był mój dziad, pradziad.
To znaczy dziad z dziada pradziada - odpowiadam wilkowi śmiało.
I zaczynam coraz to bardziej wymachiwać ozdobnym w supły kutasem, i wywijać
niczym frygą. A był to kutas szczerozłotą nicią oplecion, więc zającami złotymi
od słońca odbitymi wilka oślepiłem, ogłupiłem i omotałem.
Stał z rozdziawioną paszczą i patrzył, a ślina mu z pyska kapała.
Paszczę coraz to bardziej rozdziawiał a ja coraz to mocniej kutasową frygą
wirowałem.
Rozdziawił ją w końcu tak szeroko,
że mogłem mu popatrzeć do paszczy tak głęboko,
że aż mu było widać trzewia,
a w nich zobaczyłem, to niesłychane!
Piernikową chatkę Baby Jagi
sierotkę Marcysię
siedmiu groźnych Krasnoludów
babunię Czerwonego Zerwikaptura
i chatkę puchatkę Marinyyy
Tak zaglądałem i zaglądałem z okiem zbielałym, z gałami na wierzchu,
że zapomniałem z tego wszystkiego wywijać kutasem
i wilk chyc i mnie połknął.
Już w wilku, podśpiewując wiadoma piosnkę, udałem się do chatki Maryny,
tam wzieliśmy szybki ślub bez świadków i bez księdza dobrodzieja,
i żyliśmy długo i szczęśliwie powijając siedmiu malutkich krasnoludków.
Koniec bajki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz