Na pierwszym piętrze spotkałem jedną z tych, uśmiechała się uwodzicielsko.
Drugie piętro okupowała starsza pani, czekała na windę.
Na trzecim kłóciły się dwie dewotki, nadużywały imienia pańskiego nadaremno.
Czwarte było grzechu warte (czarnowłosa blada piękność)
Na piątym odkryłem w sobie kobiecą duszę.
W końcu szóste, tu mieszkam, otworzyła mi żona w papilotach.
Sześć pięter, siedem kobiet, w tym jedna z penisem, a i tak na końcu spotka cię ta jedna
jedyna, której nie chcesz, ale musisz, bo taka jest kolej rzeczy, taki porządek świata.
Nie, nie chodzi o żonę w papilotach. Nie mam żon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz