Idąc krętą ścieżką poprzez las, spotkałem się z nosem. Był mocno zakatarzony, śpik mu wisiał, a raz nawet kichnął.
-Dzień dobry, panie nosie - zagadnąłem przyjaźnie, albowiem miałem dobry nastrój - Jak tam zdrowie?
- Dobry...- odrzekł niemrawo zakatarzony nos - Widać chyba, i słychać, że do dupy.
- A nie ma pan chusteczki? - zatroskałem się - Wisi panu kapka.
- Nie mam, korzystam z liści łopianu, ale teraz przepraszam, bo muszę oddalić się na stronę. - to mówiąc, przycupnął opodal krzaczka.
Odwróciłem wzrok dyskretnie, trochę zażenowany tą sytuacją, ale nos nie miał żadnych oporów.
Głośno smarkał, kichał, siąkał, a nawet puścił bańkę.
- Co za chamstwo, zero kultury, do dupy taki nos! - i poszedłem dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz