Wezbrałem się chęcią otwarcia na świat. Odchyliłem więc nieco poły czarnego płaszcza, zawsze zapiętego pod szyją, rozpiętego na dole. Nie byłem zbyt pewny siebie, więc tylko ukradkiem, pod drzewem, zamanifestowałem swoją otwartość. Zaskoczyłem jedynie dwie, opalające się na słonecznej plamie muchy.
Następnego dnia już byłem odważniejszy. Zaakceptowany przez muchy, postawiłem się przed dzięciołem na wysokiej sośnie. Postawiłem się wyniośle.
Koniec końców, po odkryciu kretowiska, odbyłem prawidłowy stosunek z Matką Ziemią.
To oczyściło mój umysł, założyłem więc swój czarny płaszcz, zapiąłem wszystkie guziki, i podśpiewując "hopsasa do lasa" udałem się na skraj tęczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz