Spotkałem na ulicy dziecko. Małą dziewczynkę z zapałkami. Chwyciła mnie za rękaw i pociągnęła za sobą.
Czego chcesz, moje dziecko. Byłem wystraszony. Jak można się bać małej dziewczynki?
Przecież nic mi nie może zrobić. Chodź za mną powiedziała. Poprowadziła mnie ciemną sienią, wspinaliśmy
sie po krętych, drewnianych schodach. Trzeszczały jak łamiące się kości. Szliśmy tak długo, z mozołem.
Pajęczyny oblepiały nam oczy.
Te schody nie mają końca. Zauważyłem, że jestem sam. Mała dziewczynka z zapałkami rozwiała się jak
widmo.Na szczęście zapałki zostawiła. Otarłem pot z czoła, potarłem zapałkę o draskę, światełko pokazało
mi dalszą drogę.
Obejrzałem się do tyłu, ale tam tylko czaiła się pustka. Nie miałem wyboru, musiałem dalej piąć się w górę,
a schody nie miały końca a teraz już i początku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz