Zaśmiecowało mnie i mój ogół organicznie, nieorganicznie i do potęgi. Przekopywałem się z trudem i mozolnie przez zwały. Z wałów na wały przez świat cały. Wałówki nie potrzebując, podróżowałem pełzająco, dżdżownicowo zjadałem co napotkałem. Wgryzałem i wpełzywałem się w stoki i zbocza. Z boku nietęgo ale przody miałem znaczne, tyły zostawiałem po sobie śladami odchodów znacząc swój szlak na przekór. Przekopywałem się przekornie, gryząc ogryzki i skórki z banana. Czasami dawałem sobie sjestę, wdychając mgielne opary, co wonią ostrą i słodką zarazem dawały wizje nowego, lepszego świata.
Świat świadkiem pozostał jednak brudny a w mojej piwnicy rozgościł sie grzyb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz